Ruch konia wierzchowego
Autor: Michał Bekiesz
Jednym z wielkich problemów jeździectwa naszych czasów jest całkowity brak zrozumienia na czym polega ruch konia wierzchowego i co go determinuje. Wciąż słyszymy słowa zachwytu nad ruchem współczesnych koni ujeżdżeniowych, który w rozumieniu najbardziej aktualnych klasycznych zasad jazdy konnej, nie jest ruchem konia wierzchowego.
Czym zatem jest ruch konia wierzchowego postaram się to wyjaśnić powołując się na wciąż aktualną wiedzę.
Wbrew temu co by się mogło niektórym wydawać, z biologicznego punktu widzenia ewolucja w organizmach gatunku Equus caballus nie zaszła, koń domowy jest taki sam jak 70 lat temu i podlega tym samym procesom przystosowawczym do ruchu, co w czasach jego gospodarczego wykorzystania.
Pokutuje przekonanie, że koń nie jest przystosowany do noszenia. Wynika to z powierzchownej wiedzy na temat budowy konia i funkcji jego układu ruchu. Z pośród wszystkich zwierząt kopytnych, to właśnie koń jest najbardziej przygotowany do noszenia.
Jak podaje prof. Z. Milart: „(…) Masa tułowia wraz z trzewiami wywiera ciśnienie na kończyny dążąc do takiego zmniejszenia kątów kończynowych, aby zetknął się on z podłożem. (…) Dlatego też zwierzę po długotrwałym staniu kładzie się (krowa, małe przeżuwacze, świnia) lub siada (pies, kot). Jedynie koniowate mogą nie tylko odpoczywać, lecz nawet spać w pozycji stojącej nie tracąc przy tym energii mięśniowej(…).”
Zespół tych przystosowań do dźwigania ciężaru ciała, zapobiegający zmianom kątów w stawach przy ograniczonym zużyciu energii nazywamy układem ustaleniowym. „(…) Praca mięśni jest tu zastąpiona biernym napięciem ścięgien, rozcięgien, więzadeł i powięzi, a więc tworów słabiej unaczynionych i unerwionych, trudniej ulegających zmęczeniu (…) W ruchu postępującym zaznacza się również pewien udział przystosowań ustaleniowych (…)”, jak podaje lekarz weterynarii prof. F. Klepaczko w „Ortopedii narządów ruchu zwierząt domowych”.
Należy również pamiętać, że masa ciała konia podlega dobowym wahaniom, uzależnionym od stopnia wypełnienia okrężnicy, która zajmuje znaczną część jamy brzusznej i okresowo stanowi dodatkowy, konieczny do udźwignięcia ciężar.
Wiedza na temat tych biologicznych uwarunkowań i wykorzystanie mechanizmów przystosowawczych do długotrwałego wysiłku (w warunkach naturalnych konie przemierzały dziennie nawet dystanse po 60 km w poszukiwaniu dobrych pastwisk i wodopoju) sprawiły, że na początku XX wieku znacząco poprawiła się zdrowotność i komfort pracy koni wierzchowych.
W wyniku ewolucji systemów wyszkolenia jeździeckiego opracowano sylwetkę (współczesną, zgodną z aktualnymi przepisami ujeżdżenia FEI) i określono bezpieczny zakres ruchów stawów kończyn. Warunki te umożliwiły przeniesienie części obciążeń związanych z noszeniem jeźdźca na układ ustaleniowy, na wzór układu ciała naturalnie poruszającego się konia.
Jak podaje Udo Burger: „(…) F. Zschokke dowiódł, że świeży szkielet, od którego odłączy się wszystkie mięśnie, ale zachowa więzadła, jest w stanie przy odpowiednio ustawionych stawach kończyn nosić ciężkiego jeźdźca.(…)”
U właściwie użytkowanego konia, przy prawidłowym użyciu pomocy jeździeckich część ciężaru jeźdźca przenoszona jest na układ ustalający klatkę piersiową czyli zawieszający ją m.in. na powięziach rozcięgnowych mięśnia zębatego brzusznego, kresie białej, więzadle wewnętrznym kręgosłupa i więzadle wyrostków kolczystych.
Nieświadomość istnienia polaryzacji stawów, wynikającej z funkcji układu ustalającego jest przyczyną wielu nieporozumień i aktów przemocy w jeździectwie, zarówno sportowym, rekreacyjnym i amatorskim. Przeprowadzanie prawidłowego treningu konia nie jest możliwe bez znajomości tematu polaryzacji końskich kończyn.
Dopuszczalna norma obciążenia konia zależy od stopnia rozwinięcia jego układu ustaleniowego, a nie od jego masy. Koń o tej samej masie, ale budowie zaprzęgowej może nosić mniejszy ciężar, niż koń o budowie wierzchowej.
Konie o budowie zaprzęgowej wymagają uważniejszego przygotowania do pracy pod siodłem, niż konie o budowie wierzchowej.
To oznacza, że koń zimnokrwisty lub pogrubiony ma mniejszą nośność, niż mniejszy od niego koń pełnej krwi, wbrew obiegowym opiniom.
Odkrycia te wpłynęły na reformę, a może nawet można by powiedzieć zrewolucjonizowały systemy wyszkolenia jeździeckiego, sprawiając, że spora część zasad maneżowej szkoły jazdy straciła zastosowanie i nie miała racji bytu. Przed tymi przełomowymi odkryciami widowiskowy ruch koni był wynikiem walki ze skrępowaniem i efektem utraty równowagi. W wyniku tych rewolucyjnych zmian w postrzeganiu motoryki konia powstały wówczas takie terminy jak „rozluźniony, zrelaksowany grzbiet” czy „połączenie zadu z przodem”.
Patrząc na dzisiejsze czworoboki możemy odnieść wrażenie, że historia zatoczyła koło i mamy ”powrót do epoki kamienia łupanego”. Wszyscy zachwycają się fantastycznym, wrodzonym ruchem koni w typie dawnych karosierów, zapominając, że nie o to chodziło w jeździectwie klasycznym. Ciągle słyszymy ‘nowe badania’, tylko że one są nowe przynajmniej od 90 lat, a to co aktualnie widujemy w jeździectwie, czyli krzywdę koni, jest czymś w rodzaju analfabetyzmu wtórnego. Jest to po prostu ruch koni zaprzęgowych przeniesiony na czworoboki. Koń zaprzęgowy ciągnie, a nie nosi, więc może, ale nie musi się poruszać we wzorcu chodu konia wierzchowego, a koń wierzchowy musi, bo w przeciwnym razie zapłaci za to zdrowiem.
Aby doszło do tego połączenia zadu z przodem i zrelaksowania grzbietu koń musi ograniczyć kąty w stawach i zachować kadencyjność w ruchach zadnich i przednich kończyn. Czyli koń wierzchowy powinien poruszać się z łopatki, stawiając kopyto całą powierzchnią o ziemię, wskazując kopytem miejsce gdzie postawi nogę, jak stanowią o tym aktualne przepisy ujeżdżenia. Jeżeli koń tego nie potrafi potrzebny jest dobrze wyszkolony jeździec – ujeżdżacz, który go naprowadzi na odpowiedni schemat ruchów, z zachowaniem ergonomii pracy, a jeźdźcowi aby się tego nauczyć potrzebny jest dobrze wyszkolony, doświadczony jeździec – instruktor, który pomoże mu to poczuć.
Przypominając zasady klasycznego wyszkolenia, anatomię i fizjologię chciałbym wszystkich obecnych użytkowników i miłośników koni skłonić do refleksji i wyznaczenia granicy nonsensu w użytkowaniu koni. Przez brak tych granic jeździectwo jest na celowniku jego przeciwników i dało pole do działania wszelkiej maści szarlatanom odtwarzającym metody treningowe, które dawno już powinny być zapomniane (np. praca w pilarach czy galop czterotaktowy lub jazda na samym munsztuku), albo nigdy nie powinny być wynalezione. W czasach komercyjnego podejścia do zwierząt hodowla koni idzie tą sama drogą w przepaść co hodowla psów brachycefalicznych – czyli tych ze skrócona kufą (dawniej - a obecnie jej brakiem – w tej kwestii już dawno przekroczono granice absurdu – po co komu pies bez nosa?). Jakie to ma skutki dla zdrowia i konstytucji tych zwierząt nie trzeba przytaczać. W hodowli koni z czysto próżnych, egoistycznych pobudek ten absurd też jest już osiągany w kwestii eksterieru i zakresu ruchów kończyn.
Czym zatem ma być współczesna hodowla i użytkowanie koni? Czy jeździectwo ma być pokazem kunsztu jeźdźca prawidłowo oddziałującego na konia i wpływającego na jego warunkowania, tworząc nić porozumienia, czy też tanim widowiskiem, a może czymś w rodzaju wizyty w parku rozrywki albo cyrku ze zwierzętami? W okresie krystalizacji klasycznej szkoły granicą nonsensu była użyteczność i praktyczność wykorzystania koni, przede wszystkim w wojsku i transporcie.
Jedną z zasad toku postępowanie lekarskiego jest „Primum non nocere” – „Po pierwsze nie szkodzić”. Myślę, że w XXI wieku taka idea powinna też przyświecać wszystkim użytkownikom koni w sporcie i rekreacji. Do tego jest potrzebna podstawowa wiedza z zakresu ruchu konia, przynajmniej u instruktorów, trenerów i sędziów.
Na zdjęciu: Harry Boldt na koniu Woycek, jeden z najlepszych przedstawicieli klasycznej szkoły w powojennym jeździectwie, zdjęcie pochodzi ze strony horsemagazine.com